Howard Gardner – twórca wielorakich inteligencji – mówi, że najlepszym wkładem jaki może wnieść oświata w rozwój dziecka jest pomóc mu w znalezieniu dziedziny, w której będzie fachowcem i w której praca będzie dawała mu zadowolenie. Tymczasem szkoła chce przygotować każdego ucznia do zawodu profesora i ciągle sprawdza, czy uczeń spełnia te wąskie kryteria. Gardner zachęca, abyśmy mniej czasu poświęcali na ocenianie uczniów, a więcej na odkrywanie ich talentów. O to chodzi w STEAM.
Jak się zaczęła Twoja przygoda ze STEAMem?
Zawsze byłam nauczycielką, która idzie pod prąd. Szukałam metod innych niż ten sam podręcznik dla każdego ucznia, kartka, kreda, tablica. I pomysłów na to, jak prowadzić ciekawe zajęcia z dziećmi. Gdy moje ścieżki splotły się z prof. Marleną Plebańską, prekursorką tego podejścia w Polsce, dowiedziałam się od niej, że to co robię – to właśnie STEAM. Wspólnie napisałyśmy książkę „STEAMowe lekcje”.
Pracowałaś wtedy w szkole?
Przez kilka lat w podstawówce w Opolu byłam nauczycielką wspomagającą dzieci z niepełnosprawnościami, prowadziłam też nowatorską klasę uczącą się bez podręczników. Ale choć działałam innowacyjnie, czułam się ograniczona przez sztywne szkolne reguły – przeszkadzało mi ocenianie uczniów, brak indywidualizacji, gonienie za wynikami. Często miałam też wrażenie, że wypełnione dobrze dokumenty są ważniejsze niż dziecko. Później wyprowadziłam się do Warszawy i założyłam alternatywną placówkę wspierającą uczniów w edukacji domowej. Tam łatwiej mi było uczyć dzieci w sposób, który wydawał mi się właściwy.
A co, Twoim zdaniem, jest nie tak z tradycyjną edukacją?
Przede wszystkim to, że każdy przedmiot jest sztucznie wyizolowany. Przecież w codziennym życiu różne dyscypliny naukowe wzajemnie się uzupełniają i przeplatają, nie istnieją osobno. A na potrzeby edukacji szkolnej zostało to podzielone i powstał sztuczny twór. W związku z tym to, co nauczyciele starają się przekazać uczniom, często nie przystaje do życia, a dzieci mają problem, by odnaleźć w tym sens i zapamiętać. Nie powinno tak być, bo to niezgodne z naturalnym procesem uczenia się i działaniem naszego mózgu. Najszybciej uczymy się tego, czego potrzebujemy w danej chwili. Tak jak małe dziecko, które szybko opanowuje siedzenie, czy chodzenie, bo to krok do realizacji kolejnych celów. A potem w szkole nagle każemy się dzieciom uczyć definicji, wzorów, algorytmów – teoretycznie i abstrakcyjnie. I jeszcze ich za to oceniamy.
STEAM jest w opozycji do tego?
Tak, zdecydowanie. STEAM ewoluował z nurtu stem, który rozwijał umiejętności matematyczno – analityczne, za które odpowiedzialna jest lewa półkula mózgu. Składały się na niego nauka, technologia, inżynieria i matematyka. Literka „A”, dodana w STEAM oznacza „Arts” – kryje się pod nią sztuka oraz kompetencje miękkie. STEAM integruje te obszary. Podąża za ciekawością ucznia i realnymi wyzwaniami otaczającego świata. Uczy przez działanie, eksperymentowanie, daje zgodę na popełnianie błędów, wyciąganie wniosków. To edukacja polisensoryczna, zgodna z potrzebami mózgu dziecka. Dzięki temu STEAM jest efektywny, a umiejętności, które uczniowie zdobywają zostają zapamiętane na dłużej. Dzieci mogę też korzystać z nich w codziennym życiu. STEAM wykorzystuje nowe technologie, aby przygotować uczniów do świata przyszłości, który bez technologii raczej istniał nie będzie. Stawia na pracę w grupach. To wszystko składa się na rozwój kompetencji przyszłości, które mają się przydać naszym dzisiejszym uczniom w ich dorosłym życiu. Szczególnie na ścieżce rozwoju zawodowego. Howard Gardner – twórca wielorakich inteligencji – mówi, że najlepszym wkładem jaki może wnieść oświata w rozwój dziecka jest pomóc mu w znalezieniu dziedziny, w której będzie fachowcem i w której praca będzie dawała mu zadowolenie. Tymczasem szkoła chce przygotować każdego ucznia do zawodu profesora i ciągle sprawdza, czy uczeń spełnia te wąskie kryteria. Gardner zachęca, abyśmy mniej czasu poświęcali na ocenianie uczniów, a więcej na odkrywanie ich talentów. O to chodzi w STEAM.
Co najbardziej zafascynowało Cię w STEAMie?
To, że dzieci angażują się w naukę prowadzoną w ten sposób, ona im się podoba. Nawet kiedy pracowałam jeszcze w tradycyjnej szkole, takie nastawienie uczniów było dla mnie wyznacznikiem sukcesu. Uważałam, że dobra jest każda metoda, którą dziecko uważa za fajną i która je motywuje do zdobywania nowych umiejętności poprzez szukanie odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania. W STEAMie nauka przychodzi niejako przy okazji. Stawiamy sobie zadanie, angażujemy się w jego rozwiązanie.Realizując swój projekt, potrzebujemy wiedzy i umiejętności, których nie mamy. Musimy się więc czegoś dowiedzieć, nauczyć nowych kompetencji, poszperać w internecie, sprawdzić, jak coś zrobić.
Są dzieci, które nie odnajdują się w STEAMie?
Każde dziecko się w nim odnajdzie. Trzeba tylko stworzyć mu odpowiednie warunki, zgodne z jego potrzebami. STEAM stawia na pracę zespołową w tzw. super teamach, jako rozwijającą tę ważną kompetencję przyszłości. Tymczasem są uczniowie, dla których praca zespołowa jest trudna. Często to osoby nieneurotypowe, ze spektrum autyzmu albo takie, które mają tzw. indywidualny profil afiliacji, czyli lubią realizować zadania samodzielnie. Nie ma sensu zmuszać ich do pracy w grupie, bo to może powodować konflikty i zniechęcenie, obniżać potencjał. Lepiej pozwolić im pracować samodzielnie, nad realizacją części zadania, które złoży się potem na wspólny efekt grupy. Taka sytuacja ma zresztą później odzwierciedlenie w dorosłym życiu, na rynku pracy – często pracuje się przecież w zespołach, w których na sukces składa się indywidualny kawałek pracy każdego, na końcu składany w całość.
Rozmawiała: Agnieszka Wójcińska
Powyższa rozmowa to pierwsza część wywiadu, już wkrótce opublikujemy drugą część.